Dzięki uprzejmości Pana Andrzeja Marka Olejniczaka zamieszczamy artykuł, który pierwotnie ukazał się 61 numerze magazynu historyczno-modelarskiego "Mini Replika". Artykuł przedstawia losy Waleriana Sosińskiego - lotnika, bohatera Bitwy o Anglię, kawalera Orderu Virtuti Militari, który urodził się i zmarł w Zbiersku.


"W Zbiersku wołali na niego WALDEK"

Wspomnienie o Walerianie Sosińskim

Walerian Sosiński 1919-2008

Zbiersk to niewielka miejscowość w Wielkopolsce, położona około 20 kilometrów na północ od Kalisza, na trasie Kalisz - Konin. Do końca lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku znana z dużej cukrowni, jednej z najstarszych w kraju - teraz senna i zapomniana. Ze Zbierska pochodził mój Ojciec, tu mieszkali moi dziadkowie i nadal mieszka część mojej Rodziny. Jak co roku, na początku listopada, na maleńkim, położonym nieco na uboczu cmentarzu zapaliłem lampki na grobach najbliższych, którzy już odeszli. Kierując się już do wyjścia moją uwagę przykuł świeży grób, "zasypany" ogromem wieńców i wiązanek kwiatów. Podchodząc do niego z zaskoczeniem przeczytałem "...Stowarzyszenie Lotników Polskich Los Angeles USA...", "...Koledze z nad Atlantyku...", "... Żołnierzowi i Lotnikowi...", "...Ostatnie pożegnanie"... Przypomniałem sobie wtedy słowa mojego kolegi - Wiesz, podobno w Zbiersku parę dni temu był pogrzeb jakiegoś pilota z 301. Dywizjonu? Zmarł jakoś pierwszego, czy drugiego listopada. W ekspresowym tempie wypytałem najbliższych o pochowanego żołnierza, a godzinę później, siedząc na kanapie, pośród licznych pamiątek, odznaczeń i fotografii w domu pana Krzysztofa Wawrzyniaka usłyszałem Jego historię. Walerian Sosiński urodził się 29 sierpnia 1919 roku w Zbiersku. Jego ojcem był Józef Sosiński, matką Zofia - z domu Okoń.

- Było nas pięciu braci i jedna siostra. Ojciec był deputatowym, jednym z najstarszych cukierników w Polsce. Do śmierci pracował w Zbiersku. Mieliśmy światło, węgiel - wszystko wliczone w pensję. Wystarczyło, żeby wychować sześcioro dzieci.

Walerian Sosiński jako członek organizacji paramilitarnej Zbiersk 1937

Walerian Sosiński jako członek organizacji paramilitarnej Zbiersk 1937

W 1934 roku ukończył siedmioletnią szkołę powszechną i podjął pracę w tutejszej cukrowni na stanowisku ślusarza - montera maszynowego. W ramach Przysposobienia Wojskowego, na bydgoskim Fordonie ukończył szkolenie szybowcowe kategorii A i B. W wieku osiemnastu lat na ochotnika zgłosił się do wojska. Otrzymał przydział do 111 Pułku Lotniczego w Poznaniu - Ławicy, gdzie 15 grudnia 1937 roku rozpoczął służbę wojskową w składzie 32. Eskadry Rozpoznawczej. Skierowany do Biedruska przeszedł dziesięciotygodniowe szkolenie dla podoficerów, oraz kurs obsługi samolotów.
W 32. Eskadrze Rozpoznawczej, wyposażonej w samoloty P-23 "Karaś" pełnił funkcję mechanika samolotowego. Równolegle z obowiązkami służbowymi, przechodził w eskadrze treningowej kurs pilotażu. Krótko przed wybuchem wojny, wylaszował się na RWD-8 i awansował do stopnia kaprala.

31 sierpnia 1939 roku w godzinach porannych 32. Eskadra otrzymała polecenie startu na lotnisko rozdzielcze Lublinek koło Łodzi, skąd popołudniu przeniosła się na lotnisko Sokolniki kolo Ozorkowa. Wojnę Obronną Polski w 1939 roku eskadra odbyła w składzie lotnictwa Armii "LÓDŹ. W czasie kolejnych dni wojny Sosiński pracował przy "Karasiach" eskadry, aż do 11 września, kiedy z powodu ogromnych strat w personelu i sprzęcie eskadrę rozformowano. 19 września personel naziemny 32 Eskadry przekroczył granicę polsko - węgierską w miejscowości Przełęcz Tatarska.
Internowany przez Węgrów, przez dwa i pół miesiąca przebywał w obozie, skąd uciekł. Dzięki pomocy konsulatu w Budapeszcie, w cywilnych ubraniach, z przewodnikiem pojechał na zachód Węgier, by przez zamarzniętą rzekę Drawę dostać się na teren Jugosławii. Schwytany przez straż graniczną w miejscowości Pitomaća, wraz z innymi Polakami został wysłany do Zagrzebia. Po odbyciu kary dwutygodniowego aresztu za nielegalne przekroczenie granicy został wypuszczony i dzięki pomocy polskiego Konsulatu w Zagrzebiu, pociągiem przez Mediolan, Turyn i Modenę dotarł do Francji.

Walerian Sosiński podczas szkolenia w Wielkiej Brytanii

Walerian Sosiński (z prawej) w czasie szkolenia lotniczego w W. Brytanii, z lewej Kazimierz Artymiuk

We Francji trafił do polskiej bazy w Lyonie (10 stycznia 1940), skąd już niespełna po miesiącu, przez Paryż, Cherbourg promem dotarł na Wyspy Brytyjskie, by zacząć służbę w powstających u boku RAF Polskich Siłach Powietrznych. 8 marca 1940 roku skierowany został do polskiego ośrodka w Eastchurch, gdzie w kolejnych miesiącach uczył się między innymi języka angielskiego i alfabetu Morse’a. Szkolenie nabrało tempa, kiedy III Rzesza Niemiecka poważnie zagroziła Wielkiej Brytanii. Od 15 września skierowany do 10. BGS (szkoła bombardowania i strzelania) w Dumfries, Sosiński przeszedł szkolenie dla strzelców samolotowych. 7 października dostał przydział do stacjonującego na lotnisku Kirton-in-Lindsey 307. Dywizjonu Myśliwskiego Nocnego "Lwowskich Puchaczy". Jako strzelec samolotowy (P781042), od 10 października brał udział w szkoleniu na dwumiejscowych Defiantach. Jego partnerem z załogi został plut. pil. Antoni Joda. Jak mówił, nie odpowiadało mu latanie i nurkowanie plecami do kierunku lotu, dlatego złożył prośbę o przeniesienie do dywizjonu bombowego. Prośbę zrozumiano i zaakceptowano. Z dniem 10 listopada został przeniesiony do 300. Dywizjonu Bombowego im. "Ziemi Mazowieckiej" stacjonującego od 22 sierpnia 1940 na lotnisku Swinderby. Brał udział w lotach na jednosilnikowych Fairey Battle, które w połowie listopada wymieniono na dwusilnikowe Vickers Wllington Mk. IC. Sosiński trafił do załogi w składzie: sierżant pilot Piotr Nowakowski, plutonowy pilot Wacław Wielondek, porucznik nawigator Tomasz Łubieszko (od trzeciego lotu bojowego - porucznik nawigator Czesław Dej), sierżant radiotelegrafista Albin Socha, sierżant strzelec Henryk Kudelko.

Po zakończeniu szkolenia lotniczego

Rozpoczęły się regularne loty bojowe, których celem najczęściej były obiekty na terenie Niemiec i Francji. Ciekawszym epizodem był nocny nalot na Hamburg (8-9 maja), kiedy załoga stoczyła walkę z nocnym myśliwcem. Dzięki skutecznemu ostrzałowi i podawanym pilotowi kierunkom uników, uchronił własną maszynę przed zestrzeleniem.

Lotnicy dedykują bomby - z prawej walerian Sosiński

Lotnicy podczas pisania dedykacji na bombach , które za chwilę zostaną załadowane do Wellingtona; Walerian Sosiński z prawej

Lotnicy dedykują bomby - Walerian Sosiński w środku

Dobrze czytelne niektóre "dedykacje": "PRESENT FOR HITLER ", "ZA WARSZAWĘ", "ZA CIOCIĘ FRANIĘ"; Walerian Sosiński pośrodku

Bombowiec Wellington z Dywizjonu 301

 Wellington GR-H R1006 z Dywizjonu 301, w czasie załadunku bomb, Swinderby 1941; poniżej - polska załogo w drodze do innego Wellingtona

W nocy z 29 na 30 czerwca osiem załóg dywizjonu (w tym załoga W. Sosińskiego na Wellingtonie R1640 BH-A) wzięło udział w nalocie na Bremę. W drodze powrotnej, nad Holandią samolot został ostrzelany prze obronę przeciwlotniczą. Pocisk uszkodził instalację olejową pilot musiał wyłączyć silnik samolotu. Załoga postanowiła spróbować dolecieć do bazy, nadając jednocześnie sygnał SOS i podając zmieniającą się pozycję.

- W mgnieniu oka traciliśmy wysokość, z 18.000 stóp ubywa4, kolejne tysiąca Byliśmy nad Morzem Północnym, aż 120 mil od wybrzeży Anglii. Dolecieć na jednym silniku? To było nierealne.

Uszkodzenia były na tyle duże, że samolot musiał wodować na Morzu Północnym, 40 mil na wschód od Grimsby w hrabstwie Lincolnshire. Uderzenie o powierzchnię morza spowodowało otwarcie komory bombowej i woda zaczęła wdzierać się do samolotu.

- Strumień wody wypchnął mnie z kabiny pilota do środka samolotu, tam gdzie był astrohatch kopuła, którą wcześniej zdemontowałem, obawiając się, że gdy samolot uderzy o fale, jego konstrukcja zostanie zniekształcona i już nie da rady otworzyć kopuły. Dzięki opróżnionym zbiornikom paliwa samolot zanurzony pod wodą po chwili został wypchnięty na powierzchnię. Zobaczyłem nad sobą chmury.

Sosiński wszedł na skrzydło samolotu, stamtąd do dinghy i z jej pokładu, mimo wysokich fal zimnej wody i szarpania tratwą ratował kolegów z załogi.

- Miałem problem: którego pierwszego wciągnąć do tratwy? Wtedy radiotelegrafista, Henryk Kudelko, zaczął krzyczeć, że nie czuje nóg, więc jego wyciągnąłem jako pierwszego. Od razu zaczął wymiotować słoną wodą.

Następni byli drugi i pierwszy pilot, a po nich nawigator.

- Strzelec Albin Socha zeskoczył z ogona chwilę przed zatopieniem samolotu. Złapałem go za klamrę od spadochronu, ale klamra pękła, a on poszedł pod wodę. Za chwilę wypłynął. I tak trzy razy - szedł pod wodę i wypływał Myślałem, że mnie szlag trafi! Nigdy nie zapomnę tej rozpaczy w jego oczach. Końcami paków złapałem jego rękę, i tak, o Boże!, wciągnęliśmy do środka naszego kumpla Sochę. I wtedy już wszyscy zaczęliśmy wymiotować.

Bezpieczni w tratwie ratunkowej czekali na pomoc. Nie wierzyli, że nadejdzie ratunek. Byli zbyt daleko od brzegu.

- W pewnym momencie znalazłem się w jakimś letargu, koledzy też. Kiedy zaczęto się robić widno na horyzoncie, mogła być szósta albo siódma, zobaczyłem chmury, pokrycie nieba 10 na 10. Nagle usłyszałem, że ktoś, gdzieś rozmawia. Byłem tak wyczerpany, że dopiero po chwili zorientowałem się, że to moi koledzy rozmawiają ze sobą. Okazało się, że to ja byłem najbardziej zmęczony i obudziłem się ostatni.

Kilka godzin po świcie usłyszeli warkot samolotu lecącego w kierunku wysp brytyjskich. Maszyna przeleciała nad nimi, by po chwili zawrócić, obniżając lot nad rozbitkami. Zrozumieli, że mają szansę na przeżycie. Samolot zrobił trzy okrążenia i zrzucił paczkę, w której znaleźli butelkę rumu, papierosy, gumę do żucia, czekoladę, bandaże i aspirynę.

- Samolot nadal krążył nad nami i nadawał lampą Aldisa wiadomość, że wraca do bazy, bo nie ma już paliwa ale powiadomił bazę w Anglii o znalezieniu nas na tratwie. Jakieś 10 albo 15 minut później usłyszeliśmy warkot innego samolotu, który leciał prosto na nas. Miał znaki naszego dywizjonu-BH. Z radości wszyscy zaczęliśmy płakać.

Wkrótce na horyzoncie pojawił się angielski ścigacz ARF rescue boat, który podjął rozbitków z morza. Później okazało się, że załoga tego samolotu zauważyła niedaleko brytyjski okręt, który od kilku godzin poszukiwał śladów po zaginionym tej nocy innym samolocie - Armstrong Withworth Withley. Wellington z 300. Dywizjonu naprowadzał ścigacz na tratwę. Wszystkich przetransportowano do bazy brytyjskich okrętów podwodnych w porcie Sunderland, skąd przewieziono ich do tutejszego szpitala Royal Navy. Po trzydniowej hospitalizacji Sosiński otrzymał czasowe zwolnienie z lotów, oraz urlop, co przełożyło się na pięciotygodniowy odpoczynek. Powrócił do dywizjonu, by dokończyć turę bojową (9 lotów).
Za bohaterski czyn, dekretem z dnia 4 września 1941, plutonowy, strzelec samolotowy Walerian Sosiński został odznaczony przez Naczelnego Wodza, gen. Władysława Sikorskiego Srebrnym Krzyżem orderu Virtuti Militari V klasy (numer 9214).

- General Sikorski odznaczył mnie Krzyżem Virtuti Militari V klasy za wybitne czyny wojenne. To była wielka uroczystość. Orkiestra wojskowa rżnie, król, królowa Anglii na trybunie stoją, a na hangarach wielkimi literami napis: "Za naszą i waszą sprawę".

Stara załoga została rozdzielona, a W. Sosiński od tego czasu latał jako rezerwowy członek załogi (na przykład w zastępstwie chorych kolegów). Latał z różnymi załogami - porucznika pilota Mieczysława Kałuży, porucznika pilota Marka Rusieckiego, porucznika pilota Jerzego Gołki, porucznika pilota Franciszka Jakusz-Gostomskiego. Brał także udział w locie na bombardowanie stacjonujących w Briescie pancerników Scharnhorst i Gneisenau.
Trzydziesty lot zakończył turę bojową. 1 stycznia 1942 roku Sosiński został skierowany na odpoczynek do 18 Operational Training Unit w Bramcote. Tam został instruktorem bombardierów. 21 listopada 1942 roku ożenił się z Angielką- Eshter Elizabeth Woods. Na ochotnika wykonał jeszcze jeden, 31. lot bojowy.

- Na odprawie dowiedzieliśmy się od dowódcy, że lecimy nad Bremę. Dotychczas bombardowaliśmy porty, fabryki zbrojeniowe, obiekty wojskowe. Tym razem target, czyli cel określono tak: "post office". Jak z wysokości 18 tysięcy stóp, w gąszczu domów, odnaleźć budynek poczty? Zrozumieliśmy, że to odwet za niemieckie bombardowania angielskich miast.

16 lipca 1943 W.Sosiński brał udział w pogrzebie generała Władysława Sikorskiego w Newark. Był jednym z żołnierzy niosących trumnę z ciałem Naczelnego Wodza.

- Wiesz, że brałem udział w dwóch pogrzebach generała Władysława Sikorskiego? Najpierw w Anglii, po tej tragedii w Gibraltarze. Zostałem wyznaczony do niesienia jego trumny. Drugi raz-, kiedy przenoszono jego ciało do Polski. W Kalifornii odnaleźli mnie dziennikarze angielskiej telewizji. Okazało się, że jestem jedynym żyjącym uczestnikiem tego pogrzebu. Zrobili o mnie reportaż. - W księdze pamiątkowej tego drugiego pogrzebu figuruję na czwartej pozycji - po wpisie prezydenta Wałęsy, Dowódcy Lotnictwa generała Gotowały i księcia Filipa.

Walerian Sosiński (z prawej) z kolegami z załogi

Walerian Sosiński (z prawej) z kolegami ze swojej załogi

Walerian Sosiński z żoną w dniu ślubu

W. Sosiński z żoną, w dniu ślubu

Ceremonia odznaczania lotników

Ceremonia odznaczania lotników 300. Dywizjonu Bombowego PSP Krzyżami Walecznych, Hemswell 1941

Kondukt na pogrzebie gen.Sikorskiego

Kondukt pogrzebowy gen. Władysława Sikorskiego wychodzi z Katedry, jednym z niosących trumnę był w Sosiński

Ołtarz w hangarze

Ołtarz w hangarze 300 DB od lewej stoją por. Nikodem Koźlicki, sgt . Alfons Kowalski, por. Czesław Dej, Swinderby 1941, w tle Miles Magister

Stanisław Skalski

Stanisław Skalski - przyjaciel W. Sosińskiego

 Uczniowie kursu bombardierów

Uczniowie kursu bombardierów w 18. OTU w Bramcote w 1942 roku; w środku stoi Mieczysław Pawlikowski, po wojnie aktor znany z roli Pana Zagłoby w "Potopie" i "Panu Wołodyjowskim"

29 września 1943 roku przeszedł do szkoły pilotażu podstawowego 16. SFTS w Newton, gdzie do 1947 roku pełnił funkcję instruktora bombardierów. Wojnę zakończył w stopniu starszego sierżanta i angielskim Warrant Officer’a.
Po wojnie i rozwiązaniu Polskich Sił Powietrznych, 15 marca 1949 roku Sosiński zdemobilizował się (R.A.F form 1394) i pozostał w Anglii.

- Kiedy zaczęli nas demobilizować, postanowiłem nie wracać do Polski. Mój kolega, pilot Staszek Skalski wrócili zaraz go komuniści wsadzili do więzienia. Bohatera bitwy o Anglię!

Jednak ci "Incredibble Poles" z Bitwy o Anglię, spod Tobruku, Narwiku, czy Monte Cassino przestali być potrzebni, by nie powiedzieć, że zawadzali jak wyrzut sumienia. Nic nie było łatwe, a wcześniejsza sympatia przerodziła się w nieukrywaną wrogość. Mimo, że żonaty z Brytyjką, ojciec dziecka - syna Roy'a, z goryczą i żalem zmienił nazwisko. Bardzo charakterystyczne i trudne do wymówienia, polskie nazwisko - Walerian Sosiński - teraz brzmiało William Grey. Bardzo angielsko. Także z relacji innych, pozostałych na Zachodzie żołnierzy dowiadywaliśmy się, jak trudno było tych niepokornych, zahartowanych w bojach, czasem zacietrzewionych, młodych ludzi przekształcić w cywili.

- Mnie Anglicy zaproponowali pracę w kopalni. Lotnikowi! Powiedziałem, że pójdę, jak do tej kopalni wstawią okna. Dali mi spokój.

Znalazł zatrudnienie w największych w Europie zakładach Dunlopa, produkujących opony. Wraz z żoną prowadził tam klub zakładowy. Później, w Leicester, pracował dla L.J. Supplies' Company i jako przedstawiciel tej firmy bywał w Polsce na Międzynarodowych Targach w Poznaniu (1960).
Życie prywatne także nie ułożyło się najlepiej.

- W 1966 roku, gdy żona z synem odeszła ode mnie, spakowałem swoje rzeczy, wsiadłem na statek i wylądowałem w Kanadzie.

Udało mu się dostać pracę w Canadian Vickers, gdzie przez półtora roku pracował jako kierownik 72-osobowego zespołu budującego ruchome schody dla montrealskiego metra. Po zakończeniu kontraktu, narzekając na klimat, przeniósł się na Wyspy Bahama. Tam handlował maszynami budowlanymi, ale praca ta nie przynosiła zadowalających zysków. Wkrótce przeniósł się do Kalifornii w Stanach Zjednoczonych AP, gdzie zdobytą wcześniej praktykę pracy w handlu maszynami mógł wykorzystał w innej firmie o tym profilu. Zaczęły się lepsze czasy, które trwały do początku lat siedemdziesiątych.

- Kiedy skończył się ten boom w przemyśle związany z wojną w Wietnamie, a zaczął kryzys paliwowy, właściciel, zresztą polski Żyd, zwolnił mnie.. Teraz jestem mu za to bardzo wdzięczny, bo zmusił mnie do samodzielności.

Sosiński postawił wszystko na jedną kartę i otworzył własną firmę GRAY MACHINERY COMPANY. Kupił dwie używane maszyny budowlane, które po wyremontowaniu sprzedał z zyskiem. Zainwestował je w kolejne i na początku lat siedemdziesiątych stał się producentem obrabiarek - tokarek, szlifierek, szlifierek do cylindrów. Ciężko pracując, po latach dorobił się pokaźnego majątku. Ciekawostką jest fakt, że w latach 80-tych, w jego przedsiębiorstwie przez jakiś czas pracował Stanisław Skalski.
Znajomość ze Skalskim, wywodząca się jeszcze z pobytu na Wyspach Brytyjskich przerodziła się w głęboką przyjaźń, a panowie utrzymywali ze sobą bliski kontakt i spotykali się przy każdej nadarzającej się okazji - zlotów członków Stowarzyszenia Lotników Polskich na Zachodzie, wizyt w USA, czy podczas wizyt W. Sosińskiego w Kraju.

Podziękowanie dla Prezydenta Lecha Wałęsy od weteranów

W. Sosiński w firmie GREY MACHINERY COMPANY

Walerian Sosiński w swojej firmie GREY MACHINERY COMPANY

Stanisław Skalski w firmie Sosińskiego

W latach 80-tych w przedsiębiorstwie Sosińskiego przez jakiś czas pracował Stanisław Skalski

Walerian Sosiński - ostatnia fotografia

Walerian Sosiński - ostatnia fotografia 

- Potem zaczęły się maszyny nowej generacji, sterowane komputerowo. Na nich się nie znalem. Swoje już zresztą zarobiłem. Mam 85 lat, jeszcze sam prowadzę swojego rolls-royce'a, mam dom kolo Los Angeles, jeżdżę po świecie i odpoczywam. Co roku jestem w Polsce.

Wraz z pracą zawodową, prowadził także działalność polonijną. Był prezesem Stowarzyszenia Lotników Polskich w Kalifornii, oraz członkiem Kongresu Polonii Amerykańskiej. Za tą działalność został odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi.
Będąc obywatelem Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej mocno angażował się w politykę, wspierając Williama Jeffersona "Billa" Clintona, kandydata Partii Demokratycznej na prezydenta. Do dziś dnia, pośród wielu różnych dokumentów, zapisków i fotografii W. Sosińskiego można znaleźć podziękowania za wsparcie od byłego prezydenta USA i jego współpracowników.
Wiosną 2004 roku Walerian Sosiński wrócił do Kraju. Wrócił na stałe. Zamieszkał w Kaliszu, odwiedzając co jakiś czas rodzinny, nieodległy Zbiersk. Kłopoty ze zdrowiem spowodowały, że coraz częściej bywał w domu Pana Krzysztofa Wawrzyniaka - rodziny ze strony Matki - w Zbiersku. W rodzinnej miejscowości odżywał, nabierając sił. Tam też przeniósł się na dobre w listopadzie 2007 roku. Zmarł 1 listopada 2008 roku, pochowany z pełnym ceremoniałem wojskowym, z towarzyszeniem kompanii honorowej PSP z 2. Brygady Lotniczej w Poznaniu, na cmentarzu w Zbiersku.

-Wiesz - mówi Henryk Sztark, mieszkaniec Zbierska - ostry był, taki zadziorny. Chojrak. Czasami zabierał nas na przejażdżkę do Stawiszyna (miasteczko około 5 km od Zbieraka - przyp. autora) samochodem. Miał takiego srebrnego Jaguara, czy Rolls - Royce'a. Wszyscy się za nim oglądali...

Za zasługi bojowe, kapitan w stanie spoczynku Walerian Sosiński odznaczony był srebrnym Krzyżem Kawalerskim Orderu Virtuti Militari, czterokrotnie Krzyżem Walecznych, Medalem Lotniczym, Złotym Krzyżem Zasługi, medalem Za Długoletnią Służbę, Krzyżem Czynu Bojowego PSZ na Zachodzie. Brytyjskimi: The France and Germany Star - gwiazdą za Francję i Niemcy; The Atlantic Star – gwiazdą Wspólnoty Brytyjskiej, za udział w II wojnie światowej; The Air Crew Europe Star - gwiazdą Wspólnoty Brytyjskiej, za udział w II wojnie światowej; The War Medal 1939-1945 -odznaczeniem wojskowym przyznawanym osobom, które podczas II wojny światowej służyły w siłach zbrojnych Wielkiej Brytanii; The 1939-1945 Star - gwiazdą za wojnę 1939-1945, za udział w II wojnie światowej; The Defence Medal - medalem za udział w II wojnie światowej.

20 czerwca 2007 roku, na uroczystej sesji Rady Miejskiej z okazji 750 rocznicy lokacji miasta Kalisza, Walerian Sosiński został wyróżniony medalem Honorowy Przyjaciel Kalisza i jako jedyny otrzymał owacje na stojąco.


Andrzej M. Olejniczak

Fotografie z archiwum W. Sosińskiego

źródła:
Kruk Jarosław. Waldek ze Zbierska. Wywiad z W. Sosińskim. Życie Kalisza 2.06.2004
Pawlak Jerzy. Polskie eskadry w Wojnie Obronnej 1939. BSP. W KiŁ, Warszawa 1982
JanczakAndrzej R. Przez ciemnię nocy. Redakcja Przeglądu Wojsk Łom. i Obrony Pow., Poznań 1997
Cynk Jerzy B. Polskie Sity Powietrzne w wojnie. Wydawnictwo AJ-Press, Gdańsk 2002
W.Sosiński, strona internetowa PSP w II W. Św. (www.polishairforce.pl)W. Zmyślonego
Wspomnienia Krzysztofa Wawrzyniaka, w domu którego W.Sosiński spędził ostatni rok życia

Wellington rys